Przejdź do głównej zawartości

Oczy szeroko zamknięte: Charles Darwin i jego uczeni koledzy

 Czemu akurat Charles Darwin odkrył teorię ewolucji? Właściwie różne teorie ewolucji pojawiały się już wcześniej. Darwin zaproponował tylko kolejną, lepszą naukowo i opartą na większej liczbie faktów. Ważną rolę odegrało jego przekonanie, że człowiek nie jest oddzielony od zwierząt nieprzekraczalną barierą. Jak się wydaje, brało się to u niego częściowo z nieprzyswojenia nauk religijnych, a częściowo z intuicji i bezpośredniego obcowania ze zwierzętami: był człowiekiem wsi, paniczem, który namiętnie polował przez cały sezon łowiecki. Z czasem zresztą zabijanie zwierząt przychodziło mu coraz trudniej, coraz bardziej dostrzegał w nich naszych krewnych, nawet jeśli bardzo dalekich. Poglądy takie obce były wszystkim niemal gorliwym chrześcijanom, a tacy stanowili większość uczonych brytyjskich.

„Wymarli teologowie ścielą się u kolebki każdej z nauk, jak zduszone węże u kolebki Herkulesa. (…) Kościół to Burbonowie świata myśli. Niczego się nie uczy i niczego nie potrafi zapomnieć, i choć w chwili obecnej jest oszołomiony i lęka się wykonać jakiś ruch, to tak jak zawsze gotów jest się upierać, że pierwszy rozdział Księgi Rodzaju to alfa i omega wszelkiej zdrowej nauki…” [T.H. Huxley, 1860, recenzja O powstawaniu gatunków Ch. Darwina].

Huxley dość brutalnie formułuje myśli, ale może dlatego, że przyszło mu żyć w kraju, gdzie wpływy Kościoła na cały establishment były ogromne: począwszy od profesorów w Oxfordzie i Cambridge, przez najróżniejsze stanowiska politycze, a na prasie skończywszy, wszędzie dominował Kościół anglikański i jego ortodoksja. Ludzi o innych poglądach tolerowano, lecz niełatwo dopuszczano do elity. Pomijając jednak brutalność, Huxley ma rację: niejednokrotnie w historii badacze wkraczali na terytorium zastrzeżone dla teologów i za każdym razem okazywało się, że Biblia nie ma nic wspólnego z rzetelną wiedzą. Ci, którzy kierowali się skrupułami religijnymi, zazwyczaj przegrywali jako badacze. Jeśli Bóg coś chciał nam przekazać, to z pewnością nic na tematy naprawdę ważne, gdy chcemy zrozumieć świat i samych siebie: jak zbudowany jest wszechświat; jak funkcjonują żywe organizmy; na czym polega dziedziczenie, po co nam taki duży mózg.

Charles Darwin nie tylko nie był wojującym antyklerykałem, ale nie był nawet wojującym ewolucjonistą. W ogóle nie miał wojowniczej natury, obracał się wśród gentlemanów, a więc nie wypadało mu się afiszować ze skrajnymi poglądami. Miał zresztą początkowo zostać pastorem, po to studiował w Cambridge – plebanię na wsi łatwo byłoby pogodzić z zainteresowaniem przyrodą, pełno było w Anglii takich pastorów-przyrodników, czasem zresztą bywali oni poważnymi badaczami, a nie tylko hobbistami. W zasadzie Darwin chciał wierzyć we wszystkie opowieści biblijne – tak byłoby prościej. Jednak jako przyrodnik nie bardzo mógł. Z jego własnych studiów geologicznych wynikało, że kontynenty są bardzo stare, nie ma mowy o biblijnym wieku 6 000 lat. Darwin potrzebował milionów lat, dlatego kwestia wieku Ziemi była dla niego ważna. Zwierzęta i rośliny ulegały transmutacjom – tak wtedy nazywano ewolucję. Gatunki ulegały zmianom, widać to było na przykład na wyspach Galapagos, gdzie różne wyspy miały swoje odmiany żółwi słoniowych, ptaków i roślin. Czasami nawet kilka zbliżonych gatunków zasiedlało to samo środowisko: wyglądało to raczej na skutek działania praw, a nie jakąś szczególnie ożywioną aktywność Stwórcy. „Zgadzamy się, że satelity, planety, słońca, wszechświat, całe systemy wszechświatów rządzone są za pomocą praw, ale pragniemy, aby każdy najdrobniejszy owad został stworzony za pomocą osobnego aktu, od razu w gotowej postaci, zaopatrzony w instynkty, swoje miejsce w przyrodzie i zasięg występowania (…) Człowiek dziki nie podziwia maszyny parowej, lecz kawałek kolorowego szkiełka i podziwia jego stwórcę. Nasze zdolności są bardziej odpowiednie do tego, by uznać za cudowną budowę chrząszcza raczej niż wszechświata” [Notatnik N, s. 36]. Na działanie praw w przyrodzie, także ożywionej, panowała w zasadzie zgoda wśród brytyskich przyrodników. Punktem spornym było, w którym miejscu kończy się nauka, a zaczynają prawdy objawione, na temat których powinniśmy jedynie, pełni rewerencji, milczeć. Nikt np. nie chciał zgodzić się, aby nawet hipotetycznie rozważać pochodzenie człowieka od zwierząt. Darwin od początku nie miał z tym żadnego kłopotu. Wielebny William Whewell, w swoim czasie Second Wrangler w matematyce, geolog, teolog, filozof, członek i potem przełożony Trinity College w Cambridge, był w roku 1838 przewodniczącym Królewskiego Towarzystwa Geologicznego. Geolodzy zajmowali się również skamieniałościami, właśnie odkryto nowe małpy kopalne we Francji i w Indiach. Philippe Charles Schmerling kilka lat wcześniej odkrył szczątki neandertalczyka (jak wiemy to dziś). Popularne czasopisma spekulowały na temat wyglądu owego człowieka kopalnego.

„Le magasin universel” (1838)


Czy wszystko to mogło zmienić poglądy na pochodzenie człowieka? Zdaniem Whewella: nic – początki życia i człowieka to nie problemy dla geologii, czy jakiejkolwiek innej nauki. „Gradacja formy pomiędzy człowiekiem a innymi zwierzętami, gradacja, którą wszyscy dostrzegamy i która nie powinna nas dziwić tylko dlatego, że ukazał się jakiś nowy jej aspekt, jest jedynie drobną i, jak sądzę, nieistotną cechą, gdy przyglądamy się wielkiemu zagadnieniu pochodzenia człowieka” [„Proceedings of the Geological Society”, t. 2 (1838), s. 642]. A więc wszystko to, co widzimy, patrząc na małpy żywe i kopalne, wcale nie znaczy, że są one do nas podobne, człowiek to zupełnie inna opowieść.

Wielebny Orangutan, karykatura z „The Hornet”, 1873.


Darwin, sekretarz tego Towarzystwa, pozwolił sobie na polemikę z Whewellem, ale jedynie w notatniku: „Jeśli jednak wszystkie inne zwierzęta powstały w taki sposób, to człowiek byłby cudem” [Notatnik C, s. 55] – chodziło mu o to, że trudno sobie wyobrazić działanie ewolucji ograniczone tylko do innych gatunków, lecz nie obejmujące człowieka. Teoria ewolucji była wciąż w fazie eksperymentu myślowego i znamy ją z tego okresu jedynie z fragmentów w notatnikach. Darwin chodził do ZOO przyglądać się samicy orangutana Jenny, obserwował też zachowanie własnych dzieci: kiedy chwytają, na co reagują, jakie wykonują grymasy itd. Skoro ludzie byli częścią natury, to może także ich wierzenia religijne są skutkiem ewolucji? „Gdyby myślenie (a właściwie pragnienia) były dziedziczne? Trudno sobie wyobrazić, aby cokolwiek oprócz budowy mózgu było dziedziczne (…) – miłość boga jako skutek budowy [mózgu], och ty materialisto!” [Notatnik C, s. 166] – strofował sam siebie Darwin. Teoria ewolucji dawała mu sekretną przyjemność spoglądania na fakty w nowym oświetleniu: skąd się biorą grymasy i miny u ludzi – czy małpy mają podobne? Dlaczego ręka człowieka i skrzydło ptaka są tak podobne w budowie? Wiele faktów znano przed nim, Darwin jedynie spojrzał na nie z nowego punktu widzenia. Tam gdzie wszyscy widzieli kaczkę, on dostrzegał królika.



Thomas Kuhn zwrócił kiedyś uwagę, jak ważna jest taka zmiana punktu widzenia.

Długo zwlekał z ogłoszeniem swoich poglądów. Książka O pochodzeniu gatunków miała powstać dwadzieścia lat później. Czy obawiał się reakcji uczonych i Kościoła? Z pewnością nie chciał sławy skandalisty. Przez wiele lat pracował nad setkami szczegółów, żeby jego teoria, kiedy już się ukaże, była czymś więcej niż błyskotliwym pomysłem. Takim ewolucjonistą wizjonerem był jego dziadek Erasmus, Charles chciał wywołać rzeczową dyskusję wśród ekspertów. Mógł się także obawiać, że wrogie przyjęcie teorii transmutacji odbije się na statusie jego żony i dzieci. Religia była między małżonkami drażliwym punktem, Emma głęboko wierzyła w życie przyszłe i cierpiała, myśląc, że zostanie w nim oddzielona od męża. Byli zgranym małżeństwem, choć ich związek w niczym nie przypominał dzisiejszych miłości. Kiedy poprosił ją o rękę, była szczerze i autentycznie zaskoczona, wcześniej bowiem nic nie wskazywało na takie zamiary. Znali się od dziecka, byli kuzynami, mieli wspólnego dziadka Erasmusa, ale nigdy nie widziała, aby ją wyróżniał – aż do dnia oświadczyn. Darwin nie chciał sprawiać żonie przykrości, ale nie mógł też zmienić swoich przekonań. Zwlekał. Mikołaj Kopernik czekał trzydzieści lat z opublikowaniem swej teorii, więc dwadzieścia lat Darwina nie jest rekordem.

Podejrzewam, że był jeszcze jeden powód długiego zwlekania Darwina: chciał dłużej w samotności oglądać swojego królika, nie musząc wyjaśniać, czemu to nie jest kaczka.

Komentarze

  1. Dziękuję za ten tekst. Chyba wkrótce ponownie sięgnę do mojej ulubionej Pańskiej biografii Darwnina.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Hans Christian Oersted (Ørsted) - Odkrycie elektromagnetyzmu (1820)

Wielkie odkrycia zazwyczaj są zaskakujące, choć niekoniecznie całkiem niespodziewane. Jeszcze w XVIII wieku uporządkowano, jak się wydawało, zjawiska elektryczne, tzn. elektrostatyczne, oraz magnetyczne. Były to dwie różne siły, do obu stosować się miało prawo Coulomba: siła oddziaływania między ładunkami (biegunami magnetycznymi) jest odwrotnie proporcjonalna do kwadratu odległości między nimi. Ładunki (bieguny) jednoimienne się odpychają, różnoimienne - przyciągają. Magnetyzm różni się od elektryczności m.in. tym, że bieguny magnetyczne występują zawsze w różnoimiennych parach. Matematycznie prawo Coulomba przypominało Newtonowskie prawo powszechnego ciążenia, co sprawiało, że fizykom mogło się wydawać, iż coś głębokiego zrozumieli. W istocie prawo Coulomba dla biegunów magnetycznych jest tylko grubym przybliżeniem, ponieważ nie ma w przyrodzie niczego takiego jak punktowe bieguny magnetyczne (w odróżnieniu od punktowych ładunków, które naprawdę istnieją, np. elektron czy kwarki).  W

Grigorij Perelman, matematyk ze świata równoległego

  Perelman stał się sławny, gdy udowodnił hipotezę Poincarégo, rozstrzygając w ten sposób jeden z najtrudniejszych problemów matematyki. Wprawił następnie w zdumienie media całego świata, nie tylko odmawiając medalu Fieldsa, matematycznego Nobla, ale także nie przyjmując wartej milion dolarów Nagrody Milenijnej za hipotezę Poincarégo. W świecie skoncentrowanym na pogoni za pieniędzmi, gdzie zawsze znajdą się ludzie gotowi zrobić dosłownie wszystko za znacznie mniejsze pieniądze, taki gest wydaje się kompletnie niezrozumiały, podważa sens istnienia tych wszystkich spoconych mężczyzn i kobiet rozmyślających nocami, jak by tu zarobić pierwszy milion. Tym bardziej, że nie chodzi o jakiegoś zamożnego profesora, który prowadzi życie spokojne i wolne od codziennych trosk, lecz o outsidera, żyjącego w petersburskim blokowisku, który sam zrezygnował z wszelkich kontaktów ze światem naukowym, dokonał rzec można intelektualnego samobójstwa, rezygnując ze wszystkich dobrodziejstw ziemskiego raju d

Albert Einstein: Czy Europa okazała się sukcesem? (1934)

 Żyjemy w dziwnych czasach. Być może przyszły historyk Polski napisze: „W latach 2015-2025 Polska stała się jednym z państw buforowych między Rosją a Europą, politycznie zależnym od Rosji przy pozorach niezawisłości i antyrosyjskiej retoryce mediów rządowych. Praktyka rządzenia zbliżyła kraj do innych państw buforowych: Ukrainy, Mołdawii, Białorusi”. Albert Einstein miał dystans do własnej osoby, z pewnością nie był jednak „dużym dzieckiem” ani w nauce, ani w polityce. W roku 1934 redakcja amerykańskiego pisma „The Nation” zwróciła się do niego z prośbą o wypowiedź na temat Europy. Uczony czuł się europejczykiem właściwie od początku, od czasów gimnazjalnych w Monachium. Już wtedy przeszkadzał mu niemiecki nacjonalizm, choć była to jego stosunkowo łagodna wersja z czasów Drugiej Rzeszy. Mieszkał we Włoszech, w Szwajcarii, w Austro-Węgrzech, potem znowu w Niemczech. Jeździł stale do Austrii, do Francji, do Belgii, do Holandii. Zawsze opowiadał się za tym, co stanowi najważniejszy wkład