Stephen Hawking był uczonym wybitnym, który z czasem stał się jednak zakładnikiem własnej sławy. Rozgłos medialny przydawał się uczonemu, potrzebował on bowiem mnóstwa pieniędzy i sztabu ludzi, by móc funkcjonować przy postępującej wolno, lecz nieubłaganie chorobie neurodegeneracyjnej. Filmy, programy telewizyjne i książki sprzedawały wizerunek tajemniczego mędrca na wózku inwalidzkim, wizjonera, którego słowa wypowiadane przez syntezator mowy mają wagę rozstrzygnięć albo przynajmniej proroctw. Hawking stał się postacią symboliczną, umysłem zaklętym w maszynie, kimś, kto znalazł się w połowie drogi między podatnym na choroby i zniszczenie ludzkim ciałem, a technologią obiecującą nam ciągłe i wieczne doskonalenie. Pobudzał zbiorową wyobraźnię, zadając elementarne pytania dotyczące świata i człowieka i nie obawiając się udzielać na nie zdecydowanych odpowiedzi. Wykraczał przy tym daleko poza swoje kompetencje, stwarzał także fałszywą nadzieję, że odpowiedzi są równie proste jak pytania. Przyciągnął do nauki wiele osób, ale też znaczna część tego, co Hawking popularyzował jako najnowsze i potwierdzone jej osiągnięcia, było tylko mniej lub bardziej prywatnymi poglądami autora i do dziś nie osiągnęło statusu obiektywnej, interpersonalnej i falsyfikowalnej prawdy.
Przypomnimy krótko naukową biografię Hawkinga. Studiował w Oksfordzie fizykę, co było jakimś kompromisem między medycyną, ku której popychał go ojciec, wybitny specjalista medycyny tropikalnej, a matematyką, ku której skłaniał się sam Stephen. Zapamiętano go jako lubianego studenta, który niemal wcale się nie uczy, a mimo to radzi sobie lepiej niż koledzy. Hawking obliczał, że przez trzy lata studiów poświęcił na uczenie się jakieś tysiąc godzin. Nie miał wówczas motywacji do nauki i jak się zdaje był raczej zblazowanym młodzieńcem, z całą pewnością unikał dzięki swej postawie etykietki „szarego człowieka”, co było tam największym przekleństwem towarzyskim. Na dalsze studia trafił do Cambridge, pragnął pracować pod kierunkiem Freda Hoyle'a, lecz wylądował u Dennisa Sciamy, mniej sławnego, ale z pewnością bardziej uważnego jako mentor. W 1963 r. zdiagnozowano u niego nieuleczalną chorobę neurodegeneracyjną. Dawano mu jakieś dwa lat życia. Hawking zaczął teraz nadrabiać stracony czas, pragnął dokonać czegoś, zanim umrze.
Z osobą Hoyle'a wiąże się swoisty debiut naukowy Hawkinga, jego efektowne entrée do wielkiego świata nauki. Od współpracującego z Hoylem Jayanta Narlikara Hawking poznał szczegóły ich nowej teorii grawitacji i zauważył w niej błąd. Nie powiedziawszy o tym nikomu, wybrał się na posiedzenie Royal Society w Londynie w czerwcu 1964 r., gdy Hoyle przedstawiał pracę. Pod koniec, kiedy nadszedł czas na pytania, Hawking stwierdził, że pewna wielkość w obliczeniach jest rozbieżna. Był to błąd zasadniczy, teoria Hoyle'a-Narlikara upadła. Hoyle był wściekły o publiczne wytknięcie błędu, rzecz wyglądała na przebłysk geniuszu młodego człowieka, który w trakcie wykładu, by tak rzec, w czasie rzeczywistym, dostrzegł błąd niezauważony przez autorów ani recenzentów tej pracy opublikowanej już w „Proceedings of the Royal Society”. Hawking nie prostował tego mylnego wrażenia. Sytuacja przypominała niegdysiejsze starcie dwóch innych astrofizyków z Cambridge: Eddingtona i Chandrasekhara. Tym razem młodość zatryumfowała od razu, nie po latach.
W każdym razie Hawking był teraz ogromnie zdeterminowany, by odnieść naukowy sukces. Rok później ukończył doktorat z kosmologii. Z liczącej nieco ponad 120 stron dysertacji, która omawiała kilka różnych i niezbyt ze sobą związanych kwestii kosmologii, najważniejszy był ostatni, czwarty rozdział poświęcony osobliwościom w ogólnej teorii względności. Hawking przeniósł na grunt kosmologii przełomowe odkrycie Rogera Penrose'a dotyczące zapadania grawitacyjnego. Penrose pokazał, że zapadający się pod wpływem własnej grawitacji obłok materii musi utworzyć czarną dziurę z osobliwością wewnątrz (Roger Penrose, Nagroda Nobla 2020). Hawking zastosował to podejście do wszechświata jako całości: Wielki Wybuch oznacza także także osobliwość tyle że umieszczoną na początku, a nie na końcu. Przez kilka lat współpraca między Rogerem Penrosem i Stephenem Hawkingiem przyniosła szereg wyników dotyczących osobliwości w ogólnej teorii względności. Osobliwości oznaczają, że wielkości fizyczne stają się rozbieżne, np. gęstość materii we wczesnym wszechświecie dąży do nieskończoności, gdy cofamy się w czasie. Możemy w obliczeniach rozważać, co stało się po Wielkim Wybuchu, lecz nie w samym jego momencie. Prace te wskazywały konieczność wyjścia poza teorię Einsteina, większość fizyków sądziła, że sytuację uzdrowi zbudowanie kwantowej teorii grawitacji.
Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte okazały się złotą dekadą fizyki fundamentalnej: ustalono ostatecznie, że nasz wszechświat powstał w Wielkim Wybuchu, zunifikowano trzy oddziaływania: silne, słabe i elektromagnetyczne, odkryto kwarki, zbudowano też teorię czarnych dziur. Podręczniki fizyki fundamentalnej od lat siedemdziesiątych nie wymagały żadnych zasadniczych przeróbek. Nadal mamy z jednej strony kwantową teorię trzech oddziaływań (Model Standardowy), z drugiej zaś wyłącznie klasyczną, makroskopową teorię grawitacji Einsteina. Pierwszymi wynikami przyszłej kwantowej teorii grawitacji okazało się promieniowanie Hawkinga odkryte w roku 1974. Do tamtej chwili Stephen Hawking zdążył stać się jednym z najważniejszych ekspertów w dziedzinie czarnych dziur. Pragnąc udowodnić, że Ja'akow Beckenstein nie ma racji, sugerując, iż czarnym dziurom można przypisać entropię, Hawking odkrył, że obiekty te nie są absolutnie czarne, muszą bowiem emitować promieniowanie termiczne. Dla astrofizycznych czarnych dziur temperatura Hawkinga jest skrajnie mała, ale rzeczywiście, potraktowane kwantowo, muszą one promieniować. Bez wątpienia odkrycie temperatury Hawkinga było najwyższym punktem kariery uczonego. Nastąpiło w tym samym roku, gdy przyjęto go do Royal Society. Uczony szybko stał się sławny, choć zaszczyty i stanowiska były raczej efektem tych pierwszych dzisięciu lat pracy naukowej.
W latach późniejszych Hawking był coraz bardziej znany, był ważnym członkiem społeczności fizyków, ale jego osiągnięcia były coraz bardziej spekulatywne i dyskusyjne. Tak było np. ze słynną funkcją falową wszechświata przedstawioną przez Hawkinga wraz z Jamesem Hartlem. Próbowali oni dowiedzieć się czegoś o początku wszechświata w taki sposób, aby niepotrzebne były żadne warunki brzegowe ani początkowe. Ich pomysł, choć elegancki, nigdy nie został powszechnie uznany za krok we właściwym kierunku. Sam Hawking był bardzo przywiązany do tej hipotezy. Zajmuje ona centralne miejsce w Krótkiej historii czasu. Ogromny sukces tej książki pomógł zmagającemu się z postępującą chorobą uczonemu. Jednak kolejne książki, pisane przy coraz mniejszym udziale samego Hawkinga, pełne niescisłości i niedoróbek, propagujące kolejne modne idee, np. supersymetrię czy M-teorię (której tak naprawdę nie było i dotąd nie ma), oznaczały raczej regres. Hawking świadomie robił wokół siebie szum, np. twierdząc w roku 2004, że rozwiązał problem paradoksu informacji (czy informacja wrzucona do czarnej dziury przepada na zawsze, czy też może zostać przynajmniej w zasadzie odtworzona np. na podstawie promieniowania Hawkinga). W czasie bardzo nagłośnionego przez media wystąpienia na konferencji w Dublinie nie przedstawił żadnych realnych argumentów, nie przedstawił ich także i w później ogłoszonej pracy na ten temat. Tak było w zasadzie aż do śmierci uczonego. Pisano wtedy o „ostatniej pracy Hawkinga”, która miała znowu rozwiązać paradoks informacyjny. Z tonu mediów można było odnieść wrażenie, że uprawianie nauki jest czymś w rodzaju odczytywania boskich znaków, które przekazuje się zadziwionym śmiertelnikom. W ten sposób najsłynniejszy uczony-ateista dostąpił medialnej sakralizacji.
Wydana w zeszłym tygodniu biografia uczonego pióra Charlesa Seife'go zatytułowana Hawking Hawking, czyli w wolnym przekładzie „Wciskając Hawkinga”, podaje więcej raczej smutnych przykładów. Z całą pewnością Hawking nie był fizykiem na miarę Einsteina czy Feynmana. Znacznie wybitniejszym uczonym jest Roger Penrose czy był Kenneth Wilson (nieznany szerszej publiczności) i wielu, wielu innych. Fizycy teoretyczni rzadko osiągają coś znaczącego po czterdziestce i Stephen Hawking nie był tu wyjątkiem. Zadziwiające jest raczej to, że zdołał mimo choroby osiągnąć tak wiele.
Charakterystyczne jest, że tak, jak nic nie zostało z wielkiego chińskiego odkrycia, tak praktycznie nic nie zostało z wielkiego świata superstrun i bran, które z zapałem wyznawał wówczas Stephen Hawking. Sama reklama to wciąż za mało.
Komentarze
Prześlij komentarz